Ryszard Stocki – „Wartości w życiu codziennym”

Począwszy od Schelerowskiego stwierdzenia, że „drogowskaz nie musi podążać do miasta, które wskazuje” przez nasze narzekania na „niedzielny katolicyzm Polaków”, przez „nonszalancję i hipokryzję rządzących” często mówimy o przepaści między wartościami deklarowanymi i stosowanymi w życiu codziennym Polaków. Czasami usprawiedliwiamy się, mówiąc, że jesteśmy nastawieni na pragmatyzm, jednakże równocześnie bijemy rekordy w niezdrowym odżywianiu się, wypadkach po pijanemu i zażywaniu ogromnych ilości kosztownych medykamentów, kiedy to nie jest konieczne. W niniejszym tekście, chciałbym wskazać na nowe zdobycze psychologii, które w znacznej mierze mogą wytłumaczyć powyższe zjawiska.

Psychologia burzy nasze wyobrażenia o strukturach rozumienia

Jeśli miałbym wskazać na największe zdobycze psychologii XX wieku, wymieniłbym tu odkrycie modularności umysłu z lat 80tych XX wieku. Zaczęło się od odkryć Chomsky’ego dotyczących nabywania języka. W badaniach okazało się, że dzieci uczące się języka popełniają inne błędy niż wynikać to powinno ze zwykłej teorii uczenia się. Chomsky dowiódł, że nabywanie języka rządzi się inną logiką niż każde inne uczenie się. Potem pojawiły się badania Johnsona-Lairda, który dawał swoim badanym do rozwiązania proporcje. Okazało się, że gospodynie nie radziły sobie z tymi proporcjami, kiedy były sformułowane w wersji abstrakcyjnej, ale doskonale radziły sobie z nimi, kiedy były opisane w formie problemów związanych z przygotowaniem proporcji składników w gotowaniu. Wniosek – operacje poznawcze uzależnione są od treści i kontekstu. Potem Rosch odkryła, że nasze pojęcia ogólne są oparte na typowym (prototypowym) egzemplarzu. Nie ma więc czegoś takiego jak ogólne pojęcie owocu, ale mówiąc owoc myślimy de facto o jabłku. Czyli myślimy konkretami. Kolejni badacze odkryli, że odkrycia Rosch odnoszą się jedynie do pojęć naturalnych. Podobne sposoby reprezentacji nie działają np. w innych obszarach pojęciowych. Na przykład nie ma czegoś takiego jak prototypowy ruch. Pojęcia fizyczne są inaczej reprezentowane niż naturalne i jeszcze inaczej niż społeczne. Obok głównego nurtu badań nad pojęciami sztucznymi i ogólną teorią poznania powstał nowy paradygmat badawczy, który potwierdzał domenową specyficzność poznania. Fodor napisał „Modularność Umysłu”, a Gardner zaproponował koncepcję „Wielorakich Inteligencji”, która miała obalić mit ogólnego IQ. Dotychczasowe osiągnięcia psychologii zostały poddane w wątpliwość. Za badaniami nad strukturą pojęć nastąpiły badania eksperckości. Okazało się, że eksperci w danej dziedzinie zapamiętują inaczej niż nowicjusze, mają także inne nawyki i sposoby poszukiwania informacji. Ale to co najważniejsze – eksperckość dotyczy specyficznych dziedzin. Transfer międzydomenowy występuje, ale nie jest automatyczny. Bycie profesorem logiki jest czymś innym niż stosowanie logiki w życiu codziennym. Szeroka wiedza z mechaniki maszyn nie zapewnia umiejętności naprawiania samochodu. Trudno jednak bez tej wiedzy taki samochód zaprojektować. Ważnym elementem eksperckości jest jej aspekt dynamiczny. Można przez 30 lat przychodzić nad Wisłę i grać w szachy i nigdy nie zostać mistrzem szachowym. Ciągle popełniać te same błędy, nie rozwijać się. Do rozwoju potrzeba przekraczania samego siebie po każdej partii, refleksji i wyciągania z niej wniosków. Do tego jednak trzeba zewnętrznego spojrzenia – obiektywizacji swojego działania pod okiem możliwie najlepszego trenera, który wskaże błędy i drogi rozwoju.

Tak oto nauka potwierdziła to co prorok Izajasz wiedział już w VIII p.n.e., opisując króla mesjańskiego, że mądrość, rozum, rada i męstwo to różne aspekty ducha (Iz. 11.2)**, i powinniśmy o nie wszystkie zabiegać. Jednak te cztery dary łączą się z dwoma, związanymi z obiektywizacją swojego doświadczenia – znajomość i bojaźń Pana. Skoro wymienia wszystkie sześć osobno, oznacza to, że można być mądrym, ale nie mieć męstwa aby, tę mądrość wdrożyć, można ją wdrażać, ale nie umieć przekazać tego innym, można mieć rozum, ale niemądrze postępować, znać Boga, ale się go nie bać, itd. Jest to zgodne ze specyficznością domen, wcale nieoczywiste dla współczesnych psychologów, nie mówiąc o zwykłych ludziach.

Specyficzność dziedzinowa w praktyce

Specyficzność dziedzinowa i konieczność budowania osobnej teorii dla każdej niemal dziedziny wiedzy została silnie wzmocniona w ostatnich latach w wielu dziedzinach szczegółowych. Oto jak pokazują krytyczne studia zarządzania, wiele tzw. ogólnych praw zarządzania nie sprawdza się w różnych kulturach. Studia genderowe wskazują, że wyniki badań prowadzonych na kobietach mogą nie sprawdzać się na mężczyznach (tak było ze słynnym efektem Hawthorn), a to co działa w małych firmach może nie sprawdzać się w dużych. Bettis i Prahalad przekonują, że właściwie każda firma ma swoją dominującą logikę. Ogólna teoria zarządzania legła w gruzach tak jak ogólna teoria struktur poznawczych. To samo dzieje się w zakresie innych dziedzin. Nauki medyczne wracają do znaczenia słowa mówionego w leczniu – powstaje medycyna narracyjna, w której podkreśla się indywidualną narrację każdego pacjenta i jego rozumienie swojej choroby. Wyposażony w naukową wiedzę fizjologiczną, patologiczną lekarz odchodzi do przeszłości. Niemieckie kasy chorych nie zwracają kosztów leczenia u lekarzy, którzy nie uczestniczą w spotkaniach grup Balinta (wzajemnego psychologicznego wsparcia lekarzy).

Odkrycia dziedzinowej specyficzności największych zmian dokonały jednak w dziedzinie edukacji. Okazało się bowiem, że nie wystarczy nauczyć matematyki, aby uczniowie potrafili ją później zastosować. Trzeba uczyć od razu zastosowań. Intuicyjnie wiedziała o tym Harvardzka Szkoła Biznesu, która już od kilkudziesięciu lat uczy przede wszystkim w oparciu o studia przypadku. Opracowania takich studiów należą już dzisiaj do elementarza kształcenia w biznesie. We wszystkich szkołach coraz więcej jest uczenia problemowego, projektów opracowywanych przez zespoły. Popularnością cieszą się lekcje muzealne, ćwiczenia terenowe. Chodzi tu nie tyle o przekazanie wyabstrahowanej teorii, ale jej zastosowania w życiu. Czy jednak w polskich szkołach nauczyciele mają świadomość jakie są przyczyny psychologiczne tych zmian metodycznych? Patrząc na program studiów psychologicznych widzę, że problematyka specyficzności dziedzinowej jest poruszana na poziomie niemal anegdotycznym, co dopiero mówić o jej zastosowaniach. Oczywiście wiele jest kursów praktycznych na różnych kierunkach, które uczą warsztatu w różnych dziedzinach, a zarówno prowadzący jak i studenci nie zdają sobie sprawy z procesów i struktur pojęć jakie są związane z tymi umiejętnościami. Na szczęście można nabyć umiejętności nie znając ich podstaw teoretycznych. Molierowski Jourdain – mówił prozą przez 40 lat, choć o tym nie wiedział. Dziedziną specyficzną najmniej docenioną przez badaczy, biorąc pod uwagę jej znaczenie dla każdego z nas jest dziedzina życia codziennego. Tym różni się od wszystkich innych, że chcąc czy nie chcąc wszyscy ją uprawiamy. Od naszego wyboru zależy jednak, czy będziemy się w niej doskonalić.

Wartości po raz pierwszy – „się dzieje”

Jakiekolwiek nasze działanie odzwierciedla jakąś wizję naszego życia w świecie wartości, czyli wprost lub nie wprost pokazuje wartości jakimi żyjemy. Wartości te są jednak do tego stopnia złączone z dziedziną w jakiej działamy, że możemy nie rozpoznać ich istnienia. Pisząc ten tekst popijam kawę rozpuszczalną popularnej marki, którą kupiłem w pobliskim sklepie. Nie kupiłem kawy w sklepie internetowym z produktami pochodzącymi ze sprawiedliwego handlu. Robotnicy pracujący na to, abym mógł napić się tej kawy dostaną wielokrotnie niższą zapłatę od tych pracujących dla spółdzielni handlujących produktami sprawiedliwego handlu. Ale wygodę zakupu i znacznie niższą cenę wybrałem ponad wsparcie godności biednych robotników rolnych w Etiopii, przedstawionych w filmie „Black Gold” z 2006 roku. Tego typu dylematy etyczne mogę mieć przy wielu sytuacjach życia codziennego, a to kupuję produkty z Chin, które okupują Tybet, a to potentata oprogramowania, który nie stosuje uznanych na świecie norm w swojej dziedzinie, a to zakładam konto pocztowe na portalu szerzącym pornografię, mimo że jestem jej wrogiem. Karol Wojtyła w swoim głównym dziele filozoficznym „Osoba i czyn” radzi dokonać swoistej algebry. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy w stanie wiedzieć wszystkiego o wartościach we wszystkich aspektach naszego życia, zamiast skupiać się na wartościach, co czyni się powszechnie, a i jak widać bezskutecznie, proponuje wyciągnąć wartości przed nawias i przyjrzeć się samemu człowiekowi i jego sposobowi działania. Pokazać osobę poprzez jej działanie. I tu dokonuje podstawowego podziału na dwie sytuacje. Sytuację „coś się dzieje w człowieku” i sytuację „człowiek działa”. W tych sytuacjach jesteśmy w samym środku naszego codziennego życia. Według Wojtyły człowiek inaczej doświadcza sytuacji „dziania się”, kiedy człowiek jest bierny i tylko coś się w nim dzieje, a inaczej sytuacji „działania” kiedy urzeczywistnia się aktywność i sprawczość człowieka. Kiedy zachodzi sytuacja pierwsza mamy do czynienia z człowiekiem zdeterminowanym przez wewnętrzne i zewnętrzne okoliczności. To jest obszar procesów zachodzących w człowieku autonomicznie, bez jego wiedzy i woli. „Coś się dzieje w człowieku” to jednak także dostosowanie się do mód i zwyczajów, to bezrefleksyjne naśladowanie innych, to kopiowanie zachowań celebrytów. Na obszarze „dziania się” działają reklamy i psychomanipulacje, którym ulegamy w domu, szkole, szpitalu, rodzinie, kościele, sektach, polityce, mediach, życiu społecznym zarówno w skali lokalnej, narodowej jak i globalnej. W „dzianiu się” jest usprawiedliwienie bierności, spiskowe teorie dziejów, racjonalizacje swoich nieracjonalnych zachowań i napisane na przydrożnym Krzyżu „Bóg tak chciał”. To właśnie „dzianie się” sprawia, że siedzimy godzinami przed telewizorem lub w internecie, że dajemy dzieciom szkodliwe chipsy, spełniamy ich zachcianki i sprawiamy, że coraz więcej z nich cierpi na nadwagę. To co jest najważniejsze w świetle omówionego wcześniej paradygmatu dziedzin specyficznych i rozwoju eksperckości – do „dziania się” nie musimy znać się na niczym. Wystarczą nam tworzone ad hoc teorie usprawiedliwiające nasze działanie tu i teraz. Wystarczy niespójny ze sobą zlepek poglądów i teorii, które będziemy wybierali jak produkty z półek w supermarkecie do koszyka w miarę potrzeby i w celu usprawiedliwienia swojego bezmyślnego zachowania. W codziennym świecie „dziania się” wartości nie odgrywają większej roli. Oczywiście je znamy i czasami o nich mówimy. Spośród polityków i celebrytów najbardziej podobają się nam tacy, którzy są tacy jak my. Wiedzą o tym twórcy programów telewizyjnych i pod nas dobierają cechy ich bohaterów, tak aby byli trochę gorsi od nas. Ich ekranowy sukces potwierdza, że ta nasza postawa jest słuszna, że świat jest tak ułożony i zbudowany, że najważniejsze aby „być wiernym sobie i wolnym” cokolwiek by to miało znaczyć. A w porównaniach wypadamy całkiem dobrze. Dobro wspólne to sytuacja, kiedy wszyscy wspólnie mogą odnieść korzyść, ale nikt nie musi z niczego rezygnować. W „dzianiu się” jest sporo rozumowej kalkulacji życia codziennego, a brak najczęściej męstwa, mądrości i rady. Każdy tworzy swoją indywidualną narrację i w tej narracji mieszczą się zmieniające się jak w kalejdoskopie teorie, z których wszystkie są równie piękne i równie wartościowe. „Dzianie się” to równocześnie relatywizm – wszyscy mają rację.

Wartości po raz drugi – „ja działam”

„Działanie” do niedawna nie było zbyt trudne. Przekazywana z pokolenia na pokolenie mądrość oraz krytyczne myślenie wystarczały, abyśmy za dobrą radą dziadków i rodziców nie pogubili się w świecie. Sposoby na trzymanie się takich wartości jak: wierność, uczciwość, prawda, lojalność, piękno i dobro były oparte na doświadczeniach wielu pokoleń, które przekazywały i uczyły ich od urodzenia każdego człowieka. Obowiązywały one powszechnie w miejscu pracy, w kościele i w domu. Kształcenie w szkołach było przede wszystkim oparte na modelowaniu przez nauczycieli właściwych postaw. Prestiż zawodu nauczyciela był wysoki. Miał przewagę pozycji, wiedzy, doświadczenia nad swoimi uczniami, którzy patrzyli na niego z podziwem lub strachem. Nie jestem naiwny, oczywiście zdarzały się przypadki kiepskich nauczycieli, rozpieszczonych uczniów, bezdusznej administracji i małostkowych władz. Byli też ludzie kierujący się filozofią „dziania się”, ale powszechnie taka postawa była potępiona, a zarówno z bajek jak i z powieści dla dorosłych wszyscy uczyli się podstaw rozróżniania dobra i zła. Przestępstwa kryminalne i morderstwa popełniane przez nieletnich były rzadkością. Były oczywiście specyficzne domeny, w których należało latami uczyć się bycia ekspertem. Należała do nich farmacja, medycyna, wiele dziedzin rzemiosła. Ilość tych dziedzin była dla wszystkich jasna i klarowna i wiadomo było czego musi się nauczyć adept, aby być uznanym specjalistą, a czego aby uchodzić za mistrza. Dochodzenie do mistrzostwa było niekończącym się planem na życie.

Począwszy od lat 60-tych XX wieku, ten tradycyjny model funkcjonowania społeczeństwa został znacząco zaburzony. Zaczęło się od powierzchownego, ale skutecznego podważenia tradycyjnych prawd. Na pytanie młodego człowieka: „Dlaczego?” nie wystarczała już odpowiedź „Bo jestem twoją matką.” Nauka niosła i niesie tysiące odpowiedzi we wszystkich dziedzinach życia, w których obrońcy tradycji i starych wartości się gubią. Prymat mądrości, płynącej często z przekazywanego przez pokolenia doświadczenia został zastąpiony prymatem rozumu. To czego nie udowodniono empirycznie w paradygmacie neopozytywistycznym, było z góry podejrzane. Wnioskowanie i dedukcyjne poszukiwanie prawdy uległo materialistycznym badaniom, które przedwcześnie zaczęto wprowadzać w życie. Zakwestionowano stare prawdy, a nauka nie była gotowa, aby zastąpić je nowymi. Ludzie zostali pozostawieni w pustce. Odbiło się to na sztuce, edukacji, medycynie, zarządzaniu, polityce, mediach i na życiu codziennym. Na ten stan nałożyły się jeszcze dwa zjawiska cywilizacyjne – pierwsze to bezprecedensowa wielkość inwestycji w nowe technologie, co całkowicie odmieniło gospodarkę. Dochodzi do przejęcia gospodarki przez ogromne międzynarodowe koncerny, które, ze względu na swoją siłę finansową są w stanie dyktować warunki rządom, ukierunkowując cywilizację w kierunku takiego modelu konsumpcji, który zapewni szybkie zyski. Pojawia się cywilizacja śmieci, w której już mało co opłaci się naprawiać, bo taniej jest kupować rzeczy nowe. Dobra marka i tradycyjne wartości stają się, coraz częściej, jedynie jednym z możliwych przekazów reklamowych. Drugie to zjawisko rewolucji informacyjnej i przeniesienia znaczącej części życia społecznego do cyberprzestrzeni. Na przykład niektóre badania pokazują, że dzieci więcej czasu poświęcają na gry komputerowe niż na szkołę.” Młodzi ludzie mający cały czas włączony Facebook żyją w domu bez ścian i widzą niemal minuta po minucie co robią inni. Wszystkie te zmiany sprawiły, że nasza eksperckość w jakiejkolwiek dziedzinie jest pod znakiem zapytania. Nie chcę używać tu kontrowersyjnych przykładów zagubienia w takich sprawach życia codziennego jak miłość i seks, wychowanie czy życie duchowe. Zwykłe gotowanie i przygotowywanie zdrowych posiłków – coś co było oczywistością życia codziennego przez setki lat już nią nie jest. Aby gotować równie zdrowo jak kiedyś zwykła gospodyni domowa powinna zrozumieć czym mleko UHT różni się od mleka prosto od krowy, czym mięso odmrożone, różni się od mięsa schłodzonego, jaki wpływ może mieć modyfikowana genetycznie pasza sojowa na spożywane potrawy mięsne. Jak używanie kuchenki mikrofalowej wpływa na strukturę i wartość pokarmów. Czym mięso z tucznika hodowanego 11 miesięcy różni się od mięsa z hodowli przemysłowej trwającej 5 miesięcy. Co oznacza na opakowaniu napis „mięso oddzielone mechnicznie”, co oznaczają poszczególne symbole środków konserwujących i polepszających smak, itd. To tylko kilka przykładów ogromnej wiedzy, którą powinniśmy posiadać, aby sprostać wartości „zdrowie”. To co kiedyś było tradycyjnie przekazywane z pokolenia na pokolenie nagle jest nieadekwatne. Mamy pod ręką przepisy i półprodukty do przyrządzania potraw z całego niemal świata. Ale czy powinniśmy to robić? Jakie będzie to miało skutki dla zdrowia naszego i naszych bliskich?

Tak oto dochodzimy do odpowiedzi na pytania postawione na wstępie. Nasze zagubienie w świecie wartości może z jednej strony być pozwoleniem na zwiększenie się obszaru „coś się dzieje we mnie”, z drugiej może być efektem chęci podjęcia postawy „ja działam”, ale całkowitej bezradności jak to zrobić w dzisiejszym świecie. Często zachowujemy się głupio, nie dlatego, że nam nie zależy, ale dlatego, że nie mamy wiedzy, mądrości, odwagi i rady jak to robić w specyficznych dziedzinach naszej skomplikowanej rzeczywistości. Nie mamy też punktów odniesienia – chociaż jednej wartości na którą zgodzą się wszyscy. Według Wojtyły ostoją społecznej samo-zależności (tak rozumiał społeczeństwo obywatelskie) ma być wspólnota ogniskująca się wokół godności ludzkiej – jako podstawowej i uniwersalnej wartości. Do niej powinna odwoływać się kultura oparta na działaniu, która zdetronizuje ekonomię, zaledwie opisującą „dzianie się” w obszarze walki o indywidualne lub grupowe interesy. Zachodnia koncepcja społeczeństwa obywatelskiego u podstaw stawia dynamizm ekonomiczny ponad etyczny czy polityczny. Wojtyła wskazuje na godność jako wartość porządkującą mającą wymiar egzystencjalny, na którym paradoksalnie – sprzeczności pojęciowe się znoszą. Rosnące zamieszanie zapoczątkowane w latach 60-ych ma wszelkie cechy sytuacji pogranicza systemów i kultur, którą wielokrotnie przeżywaliśmy w historii. Sprzeczności są jednak przeżywane na poziomie pojęciowym, na poziomie godności nie ma zmian, choć zdaję sobie sprawę, że z tym stwierdzeniem nie wszyscy się zgodzą.

Nowa eksperckość w nowych dziedzinach

Jeśli rzeczywiście chcemy dzisiaj przyjąć skuteczną postawę „działania” i móc wpływać na nasze życie i je kształtować, musimy w dziedzinach, które nawet by nam nie przyszły do głowy jako dziedziny szczególnej wiedzy eksperckiej, stać się ekspertami. To jednak oznacza, że nie tylko musimy:

  • poznać dogłębnie strukturę pojęciową w tych dziedzinach, charakter wiedzy jaki tam jest potrzebny;
  • wiedzieć z jakich rdzennych dziedzin pochodzą pojęcia tej dziedziny;
  • musimy mieć dostęp do informacji i osób, które nas poprowadzą przez proces kształcenia, ale
  • musimy przede wszystkim odkryć przeżycie „chcę” w którym jak mówi Wojtyła zawiera się element wolności, którą przeżywamy jako „mogę – nie muszę”. Wiedza w danej dziedzinie musi być na tyle uporządkowana, aby pozwolić nam na dostrzeżenie naszych ograniczeń, niewiedzy, niekompetencji, a co za tym idzie umożliwi zdefiniowanie procesu odkrywania swojej sprawczości – czyli procesu stawania się prawdziwym ekspertem. Trochę jak Sokrates, który odkrył swoją prawdziwą eksperckość odkryciem, że wie, że nic nie wie.

Potrzeba wielu studiów i badań nad obszarem wiedzy codziennej. W końcu muszą powstać instytucje, które w nowy sposób pomogą nam stać się ekspertami w tej dziedzinie. Nasze anachroniczne intuicje i zbyt łatwe używanie analogii może się tu nie sprawdzić. Dziedzina ta zapewne okaże się transdyscyplinarna, bo problemy z jakimi spotykamy się w życiu, rzadko pasują do struktury wydziałów uniwersyteckich. Aby sprostać temu zadaniu powinniśmy przedefiniować cele edukacji, zmienić obraz instytucji edukacyjnych, połączyć edukację z nauką i praktyką. Skrócić czas od odkrycia do wdrożenia. Wprowadzeniu wartości w życie codzienne towarzyszyć musi ogromny wysiłek intelektualny, organizacyjny, duchowy. Musimy nauczyć dzieci prowadzić badania naukowe, a naukowców nauczyć zadawać elementarne pytania. Dopiero wtedy będziemy w stanie rzeczywiście odpowiedzieć jak pisze Wojtyła czynem na wartości i dokonywać ciągłej transcendencji osoby w czynie, aby w ten sposób powstał „nowy człowiek”.

Dopiero takie przeobrażenie daje nadzieję, że nasza cywilizacja nie podzieli losu tylu innych cywilizacji, które przetoczyły się przez nasz świat. A zaczynać musimy skromnie budując miejsca „nowego męstwa”, „nowej mądrości” i „nowego rozumu”. Kiedy w Europie upadało Cesarstwo Rzymskie pod wpływem wielkiej wędrówki ludów, kiedy istniał zamęt w świecie wartości, ok 529 roku, grupa mnichów założyła klasztor na Monte Cassino, będący miejscem przetrwania wartości i wiedzy. Potem te klasztory zaczęły się mnożyć, a benedyktyni w średniowieczu stali się siewcami nowej cywilizacji. Czy są jakieś instytucje, które gotowe byłyby dzisiaj podjąć się podobnej roli?

dr hab. Ryszard Stocki

SWPS Katowice/Instytut Karola Wojtyły

email: ryszard@stocki.org

 

* Opublikowano:

Stocki, R. (2012). Wartości w życiu codziennym. W: Szomburg, J. (Red.). Pomorze – jakie wartości, jaki rozwój? Wolność i Solidarność, 43, 31-39. Gdańsk: Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową.

 

** Przypis autora:

Posługuję się najnowszym tłumaczeniem Biblii opracowanym przez Towarzystwo Świętego Pawła, w którym Izajasz mówi o 6, a nie 7 darach.